Baudouin Gabrjel Piotr (1689–1768), misjonarz. Urodził się 5 IV w miasteczku franc. Avesnes, w obecnym dep. du Nord. Tam odebrał pierwsze wykształcenie, a potem tzw. nauki wyzwolone, poczem za przykładem swego wuja chciał wstąpić do zakonu kartuzów. Jednak wuj kartuz i rodzina wpłynęli nań, że rychło porzucił tę myśl i udał się do Paryża, gdzie przyjęto go do korpusu przybocznej gwardji królewskiej, les gens d’armes. Niezadowolony z wojska, pociągnięty działalnością charytatywną księży misjonarzy, wstąpił do zgromadzenia 10 IV 1710. W trzy lata później otrzymał święcenia kapłańskie, poczem wysłano go na profesora teologji do sem. diec. w Auxerre. W r. 1717 został wysłany na stałe do Polski, gdzie zamieszkał przy kościele św. Krzyża w Warszawie.
Nauczywszy się języka, był B. kolejno w semin. świętokrzyskiem profesorem filozofji, potem teologji, dalej dyrektorem seminarium internum, tj. seminarzystów ks. misjonarzy, wreszcie prokuratorem prowincji i asystentem domu. Gdy znajomość języka pozwoliła mu już pracować na szerszem polu, niezwykłe przymioty jego charakteru, znane dotąd tylko zgromadzeniu, zabłysły też w parafji i w mieście. Pracując w parafji, zwrócił uwagę na dochodzące go częste wiadomości o porzucaniu dzieci po ulicach i zaułkach przez biedne czy zwyrodniałe matki. Za zgodą władz duchownych przystąpił wówczas do zorganizowania opieki nad podrzutkami, które umieszczał za wynagrodzeniem, udzielanem z zebranej przez siebie jałmużny, u różnych kobiet w mieście i okolicy. Równocześnie myślał też o tem, by stworzyć zakład, gdzieby dzieci już nieco starsze pod okiem ss. miłosierdzia znalazły przytułek, dalsze wychowanie i opiekę. Skoro znalazł się ofiarodawca części gruntów naprzeciw kościoła św. Krzyża, B. wystawił tu niezwłocznie prowizoryczny drewniany dom, swój pierwszy zakład wychowawczy. Niedługo potem (1732) kupił na ten cel stojącą tuż obok starą lecz obszerną kamienicę, gdzie następnie przeniósł instytucję. Niestety ciężkie dla Warszawy bezkrólewie po śmierci Augusta II prawie w ruinę zamieniło dom i spowodowało zdaje się nawet tymczasową likwidację zakładu. Gdy burza bezkrólewia minęła w r. 1736, zabrał się B. z nowym zapałem do pracy. Pragnął urządzić w odnowionym domu już nie zakład wychowawczy, lecz ochronkę dla niemowląt-podrzutków. W tym też celu rozpoczął 1 VI zbieranie składek publicznych, »na szpital i fundację podrzutków«, a 24 VIII zaczął już w zakładzie przyjmować dzieci. Przez to nie ustała jednak ani teraz ani później, opieka nad podrzutkami, umieszczanemi w różnych miejscach; owszem liczba ich nawet stale rosła.
Szukając wobec stale rosnącego zapotrzebowania coraz to nowych źródeł dochodu, porozumiał się B. ze słynnym pijarem ks. Stanisł. Konarskim. Kapłan ten myślał już od dłuższego czasu o sposobach zdobycia koniecznych środków na ukończenie zaczętego w Warszawie jeszcze przed 5 laty Collegium Nobilium. Niewiadomo, kto podsunął im wtedy myśl, by urządzić wielką loterję na rzecz obu instytucyj, i to nie liczbową, lecz klasową, wzorem zagranicy. Dość, że już 8 IV 1748 uzyskał Konarski u króla w Dreźnie na 5 lat przywilej urządzania takich loteryj na rzecz wspomnianych zakładów. W kilka tygodni później ogłoszono przywilej królewski i plan pierwszej loterji klasowej w Polsce. Dyrektorem jej został B. Pierwsze ciągnienie nie dało spodziewanego dochodu. Pomimo to przystąpili jeszcze w tymże roku Konarski i B., teraz obaj jako dyrektorzy, do urządzenia drugiej loterji, ale już jednoklasowej, na wzór słynnych podówczas loteryj paryskich. Mimo ogromnych wysiłków organizatorów sprzedaż losów szła jednak bardzo ospale i loterja przyniosła w rezultacie duży deficyt, tak, że odtąd zaniechano urządzania podobnych imprez.
Niezrażony wszakże trudnościami, z uporem kontynuował B. swą opiekę nad podrzutkami. W tym zamiarze nabył w r. 1754 od kościoła św. Krzyża obszerny grunt, zamknięty dziś przez ulicę Świętokrzyską, Marszałkowską, Zgodę, Przeskok i pl. Napoleona. Zanim jeszcze spisano kontrakt, odbyło się 24 VI 1754 położenie kamienia węgielnego pod budowę ogromnego szpitala projektu A. Fontany. Gdy już stanęła kaplica i część domów, odbyło się 24 VI 1757 r. uroczyste w procesji przeprowadzenie zamieszkujących dom podrzutków do nowego szpitala. Ogrom przedsięwzięcia B-a stał się wnet przedmiotem ogólnego podziwu. Gdy dzieło rosło, chciano, by był to szpital generalny, pierwszy w Polsce, i by przygarnął całą biedę Warszawy. Wyrazem tego jest przywilej król. z 22 IV 1758, zatwierdzający budowę szpitala i uznający go za generalny. Król poddawał mu, z wyjątkiem trzech, wszystkie dotychczasowe szpitale warszawskie; dał mu Radę opiekuńczą, złożoną z biskupa pozn. i ministrów kor., i zapewnił corocznie 2.000 czerw. zł. z żup solnych Bochni i Wieliczki. Otrzymawszy taki zasiłek, powiększył B. szpital prawie w dwójnasób. Wielu, porwanych zapałem kapłana, niosło mu swój trud i grosz w ofierze. Czasami pracowało do 2.000 ludzi przy budowie. Ukończono ją w r. 1762, poczem J. A. Załuski, bisk. kijowski, 12 IX dokonał konsekracji kaplicy. Był to już szpital dla podrzutków i sierót, ubogich i chorych, starców i kalek, słowem dla wszelkiej nędzy stolicy.
Jeszcze przed ostatecznem ukończeniem budowy wydał król 21 V 1761 za staraniem B. i ks. Piotra Śliwickiego, przełożonego prowinc., i wizytatora ks. misjonarzy, nowy akt erekcji szpitala, lepiej do jego potrzeb dostosowany. Różnica między szpitalem starym a nowym była co do liczby w nich mieszkających i budżetu ogromna. W r. 1736 mieszkało w nim 79 osób, a budżet jego wynosił rocznie od 10–12.000 złp. W nowym zaś gmachu liczba osób wzrosła od 295 w r. 1757, do 793 w r. 1768, nie licząc tak w dawnym jak i w nowym prawie drugie tyle osesków. Dochody, idące przeważnie z jałmużny, wynosiły w latach 1757 i 1768: 16.522 i 120.060 złp., a rozchody 16.416 i 137.716 złotych. Czego niedostawało, to wyrównywała stale niesłabnąca energja B-a, tego, którego portret zawisł niebawem przy wejściu do szpitala naprzeciw szeregu portretów wielkich dobrodziejów, a obecnie starannie przechowywany jest w nowym szpitalu Dzieciątka Jezus. Dnia 10 II 1768, złożywszy przedtem urząd rektora, zmarł B. w Szpitalu Generalnym.
Gmachy szpitalne przetrwały w formie pierwotnej do r. 1824, a następnie je w l. 1839 i 1840 przebudowano. W takim stanie pozostały już do r. 1901, tj. do chwili zburzenia dawnego a powstania obecnego Szpit. Dz. Jezus. Warszawa była i jest jeszcze pełna wspomnień o B. Na terenach poszpitalnych jest do dziś ulica jego imienia i dawna kaplica Dz. Jezus. Zjawiała się też kilkakrotnie myśl, by uczcić pomnikiem osobę B. i jego dzieło, narazie niespełniona. Wszedł on do legendy i do poezji jako wielki jałmużnik Warszawy. Mówi o nim jedna z legend (podaje ją w r. 1818 pierwszy Gawarecki, dz. cyt. 5 n.), że przypadkowe spotkanie psa, niosącego świeże jeszcze szczątki porzuconego dziecięcia, miało ostatecznie wpłynąć na zaopiekowanie się jego takiemi dziećmi. Najbardziej jednak opromieniła jego postać legenda o policzku. Głosi ona, że gdy B. kwestując, wszedł do jednego z pałaców warszawskich, zbliżył się do stołu grających w karty, gdzie widział znaczną sumę pieniędzy, i poprosił o jałmużnę dla biednych dzieci, wówczas go jeden z gości spoliczkował. Pokorna postawa kapłana, który przyjąwszy policzek dla siebie, prosił ponownie o ofiarę dla sierot, zrobiła tak wstrząsające wrażenie na obecnych, że winny nietylko go przeprosił, ale i on i inni tak hojnie go obdarowali, że z żadnego domu nie wyszedł bez większej ofiary. Wieść o tem rozeszła się szybko po mieście, wywołując wszędzie niezwykły podziw dla kapłana.
O legendzie ostatniej wspomina pierwszy w r. 1816 J. U. Niemcewicz (Śpiewy historyczne, 424) w dwa lata później mówi o niej Gawarecki (dz. cyt. 9); lecz najpiękniej opowiedział ją w r. 1825 K. Brodziński (»Rozrywki dla dzieci«, III 168 n). Obszernie wreszcie głosi chwałę B-a i przytacza legendy o nim poeta J. N. Jaśkowski, W r. 1863 zwrócił J. Łukaszewicz (dz. cyt. 155 n) uwagę na to, że wypadek taki, słowo w słowo zgodny z legendą, miał rzeczywiście miejsce, ale wcześniej, i to nie w Warszawie, ale w Turynie, i dotąd związany jest z tamtejszym domem podrzutków. Opowiadał to raz jeden z gości na obiedzie u ks. Adama Czartoryskiego, gen. ziem podolskich; ktoś z obecnych, nie zrozumiawszy, o kogo chodzi, przypisał mylnie całe wydarzenie B-mu i opowiedział to na mieście. Tak powstała legenda. Nie znając tego wyjaśnienia, wierzy w nią jeszcze J. Bartoszewicz (dz. cyt. 155 n), a za nim niektórzy inni, piszący o B.
Recueil des principales circulaires des supérieurs généraux de la Congrégation de la Mission, Paris 1877, I; O założeniu Szpitala Generalnego w Warszawie, W. 1758; Śliwicki P. ks., Opisanie pobożnego życia ks. P. B., 1768; Gawarecki W. H., Wiadomość o życiu i czynach ks. P. B., W. 1818, wyd. II u tegoż, Pisma historyczne, W. 1824; Korniłowicz A. ks., Misjonarz ks. Gabrjel Baudouin, »Tyg. petersb.« 1837, 527–530; Łukaszewicz J., Krótki opis historyczny kościołów par. w dawnej diec. pozn., P. 1863, III; Kamocki M. ks., La Congregation de la Mission en Pologne, (Memoires de la Congregation de la Mission I), Paris 1863; Bartoszewicz J., Opis szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie, rys historyczno-statystyczny szpitali i innych zakładów dobroczynnych w Król. Pol., W. 1872, I; Walczakiewicz F., Ks. P. B., W. 1889; Puławski A., O ks. B., opiekunie dzieci opuszczonych i nędzarzy, W. 1896, wyd. II 1917; »Tyg. il.« 1860, 273 n., 1872, 263; »Kurj. warsz.«, 1898, nr 58; Kakowski A. ks., Ks. B., asceta, »Kurj. warsz. 1905, nr 1 (dod. por.); Materjały do dziejów loterji w Polsce, W. 1918, I; Księga pamiątkowa trzechsetlecia zgrom. księży misjonarzy, Kr. 1925: Annales de la Congrégation de la Mission, 1927, nr 2.
Ks. Franciszek Śmidoda