Dembiński Henryk, h. Nieczuja (1791–1864), generał. Ur. się 16 I we wsi Strzałkowie (pow. Stopnica woj. kieleckie) jako piąty syn Ignacego, chorążego krakowskiego i posła na sejm czteroletni oraz Marianny z hr. Moszyńskich, córki kasztelana lubelskiego. W pierwszych latach swego dzieciństwa zaznał tułaczki z powodu prześladowania ojca przez Rosjan za udział w konstytucji 3 maja. Początkowe wykształcenie odebrał z domu od emigranta francuskiego, ks. Piotra Boucher, który wyratował go z narażeniem własnego życia w czasie pożaru domu rodzinnego w Sędziejowicach. Po śmierci ojca przeniósł się z matką i braćmi do Krakowa i tu odbył studia gimnazjalne. Już w r. 1806 pragnął zaciągnąć się do wojska polskiego, ale, posłuszny życzeniu matki, udał się wraz z braćmi do Akademii Inżynierii w Wiedniu, którą ukończył r. 1809. Nie przyjął ofiarowanej mu nominacji na oficera austriackiego, lecz powrócił do matki, mieszkającej podówczas w Górach (pow. Pińczów, woj. kiel.). Na widok odwrotu wojsk austriackich z Ks. Warszawskiego zgłosił się do służby wojskowej polskiej. Nie przyjął jednak ofiarowanego mu stopnia oficerskiego w 7. p. ułanów, ale zaciągnął się do 5. p. strzelców konnych, wsławionego w kampanii r. 1809, którym dowodził wówczas przyszły jego szwagier, Turno, i rozpoczął swą karierę wojskową od szeregowca. W długiej, wytrwałej a nie lekkiej służbie wyrobił się na bystrego, znającego gruntownie swój zawód oficera kawalerii. W r. 1810 mianowany adiutantem podoficerem, po roku dopiero otrzymał nominację oficerską.
Na wojnę w r. 1812 wyruszył jako porucznik z pułkiem swoim, wchodzącym w skład brygady jazdy ks. Antoniego Sułkowskiego, w V korpusie (polskim) należącym do armii króla Hieronima. W forsownym pościgu za II armią rosyjską gen. Bagrationa dotarł do Smoleńska, idąc w straży przedniej wśród ciągłych utarczek z Kozakami. W bitwie pod Smoleńskiem mianowany był przez Napoleona osobiście za okazaną tu w boju odwagę kapitanem. Poniósł jednak bolesną stratę, gdyż w szturmie na miasto zginął brat jego Jan, kpt. sztabu głównego. Pod Możajskiem brał udział znowu w stoczonych przez V korpus walkach pod Uticą, następnie, doszedłszy do Moskwy, zaledwie 3 dni w niej zabawił, gdyż zaraz z pułkiem swym pomaszerował w kierunku na Kaługę, biorąc udział w stoczonych w tych stronach bitwach (Woronowo, Czirikowo, Tarutino). W dalszym odwrocie, odbywanym już po zniszczeniu pułku, bądź pieszo, bądź na podwodzie, dotarł z powrotem do Smoleńska, następnie przeszedł w gromadzie rozbitków Bezezynę i dowlókł się do Wilna.
Po krótkim wypoczynku w domu rodzinnym zgłosił się ponownie do służby. Oddano mu zrazu wyćwiczenie nowoutworzonej jazdy krakusów, która swoją brawurą zdobyła uznanie Napoleona. Powrócił jednak do swego pułku, złączonego obecnie w jeden z 1. pułkiem strzelców konnych, i odbył z całym wojskiem pochód przez Śląsk, Morawy i Czechy do Saksonii. Tu uczestniczył w walkach, które jazda polska, wchodząca w skład 4. rez. korpusu gen. Kellermana, stoczyła pod dowództwem gen. Sokolnickiego z przednimi strażami wychodzącej z Czech armii koalicyjnej. W bojach pod Lipskiem 16 i 17 X miał D. udział chwalebny w atakach jazdy polskiej. Jedną z takich szarż na całą dywizję austriackiej kawalerii prowadził D. osobiście. Za okazane w tych walkach męstwo otrzymał krzyż legii honorowej. W odwrocie spod Lipska szedł dalej ze szczątkami swego pułku, wierny do ostatka Napoleonowi. Pod Fuldą był tym właśnie oficerem, któremu Napoleon polecił zwołać starszyznę polską, by wyrzec do niej pamiętne słowa, w których przyznawał się do błędu, że Polski nie odbudował w całości i że w stosunku do Polaków posługiwał się niestety półśrodkami. Straciwszy pod Sedanem drugiego brata swego, Wacława, podporucznika 12. p.p., zmarłego z choroby, podążył wprost do Paryża, by pełnić służbę adiutanta przy boku zastępcy ministra wojny, gen. Wielhorskiego. Przypatrując się w Paryżu upadkowi Napoleona, był zarazem świadkiem dokonywujących się narodzin Królestwa Polskiego pod berłem ces. Aleksandra. Nie zaciągnął się jednak do tworzącego się na nowo wojska polskiego, lecz, wziąwszy formalną dymisję z wojska, ruszył z powrotem do kraju.
Stanąwszy w Sędziejowicach u matki, która 3 synów w wojnach napoleońskich straciła, osiadł na wsi na stałe i zajął się gospodarką. Poślubił wkrótce Helenę Turno, siostrę swego dowódcy pułku, późniejszego generała, z którą miał 2 synów, Jana i Karola, oraz 4 córki. Aby podnieść z upadku zrujnowany przejściami wojennymi majątek, próbował zastosować w gospodarce rolnej nowe metody uprawy roli według zasad agronoma Thaera. Wziął w dzierżawę dobra narodowe, ale wskutek klęsk elementarnych, przy ogólnym kryzysie, popadł w kłopoty finansowe. Zadłużony, szukał wyjścia z trudności finansowych, wydzierżawiwszy w r. 1822 do spółki ze Straszewskim loterię w wolnym mieście Krakowie, dzięki czemu położenie materialne swe poprawił, ale zarazem ściągnął na siebie zarzut korzystania z nieczystych źródeł dochodów, co mu na emigracji przeciwnicy polityczni wypomną. W sprawach spadkowych, dochodząc przypadającej nań po matce po hr. Fryderyku Moszyńskim schedy, odbywał podróże na Wołyń i Ukrainę, gdzie przelotnie zetknął się ze sprawami politycznymi, konspiracyjnymi związkami polsko-rosyjskimi, utrzymywanymi przez T-wo Patriotyczne z wojskowymi Moskalami.
Zaczął z kolei sam brać udział i w życiu publicznym własnego województwa, jako radca wojewódzki, następnie jako poseł na sejm. W sesji sejmowej r. 1825 wniósł ważną poprawkę do ustawy o T-wie Kredytowym Ziemskim, ustalającą wypłatę odsetek brzęczącą monetą, co utrwaliło zaufanie do instytucji. Miał być także autorem wniosku zamiany pańszczyzny na czynsz, czym dowiódł światłych a postępowych swych przekonań. Ale na tymże sejmie poróżnił się z opozycyjną partią kaliszan, która zarzuciła mu, że był sprawcą samowolnej zmiany tekstu uchwalonego przez Izbę adresu do Korony. To zniechęciło go do dalszego udziału w życiu publicznym.
Siedząc z dala od Warszawy, w Krakowie, był jednak poinformowany o gotującym się wybuchu, a znając stan przygotowań, odradzał i nie był zwolennikiem tak rychłego powstania. Ale natychmiast po nocy listopadowej zrozumiał, że to wojna prawdziwa, w której losy narodu zależą od największego wysiłku, że należy bić się, a nie paktować. Należał on do tych, którzy domagali się, by nie ograniczać akcji wojennej do obszaru Królestwa Kongresowego, jeden z pierwszych też zażądał detronizacji ces. Mikołaja i 25 I zgłosił wniosek, w którym jeden z artykułów brzmiał, że Polacy nie złożą broni aż po odzyskaniu Litwy i Rusi. Na odezwę rządu po wybuchu powstania odpowiedział gorącym, patriotycznym adresem. Zajął się organizowaniem straży bezpieczeństwa, udał się do Warszawy i przedłożył gen. Chłopickiemu projekt organizacji siły zbrojnej, polegający na poruszeniu szerokich mas ludowych. Poruczono mu więc formowanie oddziałów wojska w woj. krakowskim, gdzie w krótkim czasie wystawił jeden pułk krakusów, który zaraz wysłał na linię bojową, i 2 pułki piechoty, a sam objął nad jednym z nich dowództwo.
Dopiero po objęciu naczelnego dowództwa przez gen. Skrzyneckiego otrzymał, zamianowany tymczasem pułkownikiem, dowództwo brygady kawalerii wchodzącej w skład dywizji gen. Kazimierza Skarzyńskiego. Podczas ofensywy polskiej prowadził w bitwie pod W. Dębem (31 III) atak, który przyczynił się do zwycięstwa nad gen. Rosenem. Następnie po odrzuceniu nieprzyjaciela pod Siedlce, już po bitwie pod Iganiami, zasłonił wracające na Mińsk Mazowiecki wojsko polskie, odpierając pod Kuflewem (25 IV) natarcie przedniej straży armii Dybicza. Dembiński wyratował armię od oskrzydlenia – było powszechne wówczas zdanie. Od razu też awansował na generała brygady. Również w wyprawie na gwardie rosyjskie przypadło D-mu ważne do spełnienia zadanie. Objąwszy dowództwo nad lewą kolumną, posuwającą się wzdłuż Narwi, nie dopuścił do spalenia oszańcowanego mostu na Narwi pod Ostrołęką i zajął go, spędzając gen. Sackena, chociaż sam miał siły znacznie mniejsze, a żołnierza częściowo tylko w kosy uzbrojonego. Następnie w bitwie ostrołęckiej, w końcowej jej fazie, ubezpieczał na czele swej jazdy artylerię Bema, która osłaniała zniszczone bezcelową walką wojsko polskie.
Na radzie wojennej odbytej po bitwie pod Ostrołęką podjął się D. zawiezienia odciętemu od głównych sił i pozostałemu w Łomży gen. Giełgudowi rozkaz marszu na Litwę, ażeby przez poparcie wznieconego tam powstania wywołać na tyłach armii rosyjskiej dywersję. Na czele małego oddziału jazdy poznańskiej zdołał D. zręcznie obejść wojska rosyjskie i dotarł do Giełguda. W starciu z Sackenem pod Rajgrodem (29 V) atakiem kawalerii otworzył całej grupie drogę na Litwę. Był D. zwolennikiem marszu wprost na Żmudź, ażeby tam zorganizować powstanie i zająć Połągę, gdzie miały nadejść transporty broni zakupionej w Anglii, a dopiero później wzmocniwszy się uderzyć na Wilno. Przeciwnego zdania był wysłany poprzednio na Litwę gen. Chłapowski, który żądał niezwłocznego ataku na Wilno, zanim nieprzyjaciel zdoła wzmocnić jego załogę. Giełgud rozstrzygnął sprawę połowicznie, część sił swoich wysłał na Żmudź, z resztą podjął operację wileńską, którą jednak poprowadził tak nieudolnie i z takim opóźnieniem, że umożliwił nieprzyjacielowi koncentrację, wskutek czego spóźniony atak na Wilno został odparty. W całej tej akcji miał D. tylko pośredni udział, demonstrował bowiem w okolicach na północ od Wilna dla odwrócenia uwagi nieprzyjaciela. Zrażony zupełnie do nieudolnego wodza, przeciwstawiał się D. jego rozkazom w czasie nieszczęsnego odwrotu na Żmudź, który podjęto w następstwie klęski wileńskiej. Marsz ten, po nieudałej i bezcelowej próbie zawładnięcia Szawlami, zakończył się ostatecznie osaczeniem całej grupy Giełguda i przyparciem jej do granicy pruskiej. W tej sytuacji na radzie wojennej w Kurszanach (9 VII) sprzeciwiał się D. podziałowi sił na 3 oddziały, a nawet domagał się odebrania dowództwa Giełgudowi. Kiedy pomimo to decyzja taka zapadła i przeważna część grupy pod Giełgudem, Rolandem i Chłapowskim na terytorium pruskim broń złożyła, D., pozostawiony własnemu losowi, ze szczupłymi siłami (3830 ludzi, 6 dział), postanowił wydostać się z matni i powrócić przez Litwę do Królestwa. Oficerom pozostawił wolny wybór, czy mają z nim pozostać, czy też przyłączyć się do uchodzących do Prus oddziałów. Sam zwróciwszy się na wschód, wymknął się zręcznie nieprzyjacielowi, a następnie, obchodząc Szawle, Wiłkomierz i Wilno, przemaszerował przez cała Litwę. Pochód swój wykonał w mistrzowski sposób, wykazując niepospolite zdolności partyzanckiego wodza. Unikając spotkania z większymi siłami rosyjskimi pod gen. Savoinim, rozbijał D. mniejsze komendy rosyjskie, zaopatrywał się w zdobyczną broń, amunicję i pieniądze, przy czym rósł na siłach, gdyż zbierał po drodze także małe oddziały insurekcyjne. Tak dezorientując nieprzyjaciela co do kierunku marszu, dotarł wreszcie do Białowieży, skąd, wymknąwszy się raz jeszcze z przygotowanej tu na niego pułapki, przez Ciechanowiec wrócił do Warszawy. W ciągu 25 dni odbył marsz około 120 mil w kraju znajdującym się w ręku przeważającego liczebnie nieprzyjaciela i wrócił na czele silniejszego, niż wyruszył, oddziału, liczącego do 5000 ludzi; przyprowadził wozy pełne amunicji i kasę z 12.000 zł. Powrót jego do stolicy (3 VIII) był wprost triumfalny. Rząd Narodowy wyjechał na jego spotkanie, ludność witała go entuzjastycznie. Mianowano D-go generałem dywizji, a osobna uchwała sejmowa stwierdziła, że zarówno dowódca, jak cały jego oddział dobrze się zasłużyli ojczyźnie.
W krytycznym położeniu, jakie podówczas nastało po odwrocie spod Ostrołęki, uważali niektórzy D-go za człowieka najodpowiedniejszego na naczelnego wodza. Ale pokładane w nim nadzieje nie spełniły się. Mianowany zrazu gubernatorem stolicy, następnie zastępcą naczelnego wodza, D., oburzony warcholską agitacją demagogów i machinacjami niektórych ambitnych generałów, chciał za pomocą bezwzględnych środków zapobiec wewnętrznemu rozkładowi. Nie wyzyskał jednak złożonego w jego ręce naczelnego dowództwa, a mylnie zorientowany co do rozruchów warszawskich 15 VIII, zraził do siebie ludność groźbami represji. Tak stracił i popularność pierwotną i moment właściwy do czynu. Kiedy po ustąpieniu ks. A. Czartoryskiego na czele Rządu Narodowego stanął gen. Krukowiecki, a dowództwo naczelne objął gen. Małachowski, D., sprawujący już tylko dowództwo nad dywizją, radził bezskutecznie ewakuować stolicę, rozpocząć działania na prawym brzegu Wisły, a nawet przenieść powstanie na Litwę. W czasie ataku na Warszawę dowodził D. obroną całego prawego skrzydła, na które właśnie skierował nieprzyjaciel główne swe uderzenie. Mając pod swoimi rozkazami zaledwie 1/3 część załogi, bronił się do ostatka, ale nie zdołał utrzymać linii obronnej. Po kapitulacji i wymarszu z Warszawy opowiadał się jeszcze za dalszą walką. Z rozpaczą w sercu przeszedł wraz z główną armią granicę pruską, ścierając się jeszcze przed samym jej przekroczeniem z przednimi strażami idącego w pościgu nieprzyjaciela. Przy likwidacji swego dowództwa oddał posiadaną gotówkę Bankowi Polskiemu, a sam za pożyczone pieniądze ruszył w dalszą drogę.
Odwiedziwszy w Krakowie rodzinę, ostrzeżony przed ewentualnym internowaniem w Austrii, ruszył z powrotem do Niemiec, zatrzymując się przez czas pewien w Dreźnie. Tu pod świeżym wrażeniem minionych wydarzeń opracował w ciągu 8 dni opis swej wyprawy na Litwę, który w języku niemieckim wydał przyjazny Polakom publicysta niemiecki dr Spazier. Dziełko to zrobiło duże wrażenie, a imię D-go stało się znanym w Europie. Ale i Drezno musiał opuścić wskutek nalegań posła rosyjskiego. Umieściwszy syna swego na studiach w Heidelbergu, udał się do Strasburga, a stamtąd na wezwanie ks. A. Czartoryskiego osiedlił się jesienią r. 1832 na stałe w Paryżu.
Na emigracji śledził bacznie wypadki polityczne, wypatrując okazji do czynnego wystąpienia z bronią przeciw Rosji. Kiedy rokosz wicekróla Egiptu Mehmeta Alego przeciw sułtanowi stał się przyczyną powikłań w polityce europejskiej, grożących wojną z Rosją, zamierzał D. zrazu wstąpić do służby tureckiej i nawet z końcem r. 1832 wszczął w tej sprawie rozmowy z agentem dyplomatycznym tureckim gen. mjr. Namikiem Paszą. W związku z tym snuł D. projekty wstąpienia do wojska tureckiego oficerów polskich w charakterze organizatorów i instruktorów, utworzenia legii polskiej na żołdzie tureckim, a nawet założenia jakiejś kolonii polskiej na wschodzie. Kiedy jednak Turcja przyjęła pomoc Rosji, postanowił generał zwrócić się do przeciwnej strony i nawiązał stosunki z bawiącymi podówczas w Paryżu egiptologami i agentami wicekróla. Miał nadzieję, że wojna na wschodzie doprowadzi do starcia z Rosją i zaofiarował swe usługi wicekrólowi, a następnie z końcem maja r. 1833 z kilku towarzyszami wybrał się w podróż do Aleksandrii. Przyjęty jak najlepiej przez egipskiego władcę, udał się następnie do kwatery głównej jego syna, ks. Ibrahima, głównodowodzącego w wojnie z Turkami. Zwiedził południową część Małej Azji i Syrię, a następnie, powróciwszy do Kairu, przedłożył wicekrólowi szczegółowe propozycje co do reorganizacji armii egipskiej. Gdy jednak Mehmet Ali pod naciskiem Rosji wzbronił przybywającym z Francji oficerom polskim wstępu do Egiptu i nie chciał przyjmować do swej służby większej ilości Polaków, jakkolwiek pragnął generała samego u siebie zatrzymać, wówczas D. natychmiast ze służby zrezygnował, nie przyjął nawet ofiarowanej mu za czas pobytu wysokiej sumy 50.000 piastrów ani nawet zwrotu kosztów podróży i udał się z powrotem do Francji z końcem lutego 1834. Przed opuszczeniem Egiptu polecił wznieść własnym kosztem w Kairze obelisk w miejscu, gdzie zginął Józef Sułkowski, który to pomnik jednak w kilka lat potem został przez Arabów zniszczony.
Wróciwszy do Francji (nie bez przeszkód, czyniono mu bowiem trudności przy wylądowaniu), zajmował się D. przez kilka lat spożytkowaniem poczynionych na wschodzie spostrzeżeń na rzecz sprawy narodowej i służył informacjami swoimi ministrom państw zachodnich. Przedłożył tedy francuskiemu ministrowi spraw zagr. księciu de Broglie notę, w której wykazywał, z jaką łatwością wojska rosyjskie, odgrywające rolę opiekuńczą wobec Turcji, mogą wpaść do Syrii i kraj ten opanować, wyzyskując niechęć ludności miejscowej do rządów wicekróla. W r. 1834 na żądanie francuskiego ministerstwa spraw zagranicznych, na czele którego stał Adolf Thiers, napisał D. memoriał, w którym szczegółowo opisał graniczne posiadłości sułtana i wicekróla z uwzględnieniem strategicznego znaczenia przełęczy w górach Taurus, przy czym znowu zwracał uwagę na to, jak łatwo Rosja mogłaby opanować Azję Mniejszą, a stąd sięgnąć do Indii angielskich. Ten sam memoriał przesłał także r. 1837 lordowi Palmerstonowi, w czasie gdy na pograniczu angielsko-rosyjskim w Afganistanie i Persji zanosiło się już na konflikt zbrojny. Na końcu swe poglądy na sprawę wschodnią i ścisły związek zachodzący między nią a sprawą polską wyłożył w memoriale zatytułowanym »Manuscript prophétique« i rozesłał go rozmaitym dyplomatom i mężom stanu europejskim. Zabrał glos także i w aktualnej podówczas sprawie połączenia Morza Śródziemnego z Oceanem Indyjskim za pomocą drogi wodnej od Eufratu do morza, który to projekt podniesiony był równocześnie i ze strony angielskiej, a nawet osobna ekspedycja naukowa prowadziła odpowiednie badania na miejscu. Projekt ten wraz z planem sfinansowania przedsięwzięcia przez założenie t-wa akcyjnego dla handlu na Eufracie, złożony przez D-go u finansisty francuskiego Jakuba Lafitte, nie obudził wprawdzie zainteresowania, jednak był dowodem, że inwencja polska nie ustępowała pomysłowości obcej.
W tych samych latach zajmowała również generała tocząca się na półwyspie pirenejskim wojna domowa hiszpańska między regentką Marią Krystyną a pretendentem do tronu hiszpańskiego Don Carlosem. Rząd francuski oddał w r. 1835 do dyspozycji Marii Krystyny swoją Legię Cudzoziemską z Algeru, liczącą około 4000 ludzi, w której służyło sporo Polaków. D. ofiarował swe usługi rządowi hiszpańskiemu i zaproponował posłowi hiszpańskiemu w Paryżu ks. de Frias i gen. hiszpańskiemu Alavie powiększenie legii przez przyjęcie większej ilości Polaków, względnie żądał utworzenia formacji o charakterze narodowym polskim. Rząd hiszpański zgodził się początkowo na oddanie dowództwa generałowi, ale następnie zmienił pod wpływem Rosji swe stanowisko i odmówił przyjęcia większej ilości Polaków. Wobec tego i D. odrzucił ofiarowane mu dowództwo. Podobnie nie doprowadziły do rezultatu rozpoczęte na nowo i prowadzone przez D-go w latach 1836–7 układy o utworzenie osobnego korpusu posiłkowego polskiego w służbie hiszpańskiej. Nie zrezygnował jednak i ze wschodu. W korespondencji swej z ks. A. Czartoryskim podnosił D. ciągle myśli to założenia kolonii polskiej na Cyprze, to utworzenia korpusu polskiego nad Dunajem względnie na granicy Kaukazu lub Persji, to znowu snuł pomysły wyjazdu na wschód, by stanąć na czele Kurdów lub udać się do walczących z Rosją Czerkiesów, znosząc się przy tym z agentami angielskimi. Czynnym był prócz tego w publicystyce i zabierał często głos w prasie francuskiej i emigranckiej polskiej, czego dowodem sporo broszur, artykułów do dzienników i ożywiona korespondencja z redaktorami. Zajmował się prócz tego wynalazkami. Do takich należał pomysł użycia sprężonego powietrza w poruszaniu kolei żelaznej.
Gdy nadeszła wiosna ludów w r. 1848, imię jego było znane w Europie, więc ofiarowywano mu z wielu stron dowództwo, chociaż może przeceniano jego uzdolnienia jako wodza. Włosi proponowali mu dowództwo nad wyprawą dywersyjną do Wenecji. Czartoryski chciał go widzieć na czele legionu, mającego z Francji przez Niemcy dotrzeć do Wielkopolski. Sam D. natychmiast po wybuchu rewolucji udał się do Wrocławia i tu zorganizował zjazd kilkudziesięciu delegatów z zaboru austriackiego i pruskiego (5 V 1848). Omawiano tu sprawę utworzenia prowizorycznego rządu polskiego a zarazem poruszono sprawę organizacji ekonomicznej, Ligi Polskiej Zbożowej. Ale trzydniowe obrady nie dały realnych wyników z powodu przeciwieństw dzielnicowych a także i animozji żywiołów demokratycznych do partii arystokratycznej, przy czym D-go uważano za agenta ks. A. Czartoryskiego. Zjazd wrocławski zakończył się wydaniem odezwy do narodu polskiego. D. udał się następnie do Pragi na kongres słowiański i tam proponował w piśmie do prezesa kongresu, hr. Leona Thuna, by doprowadzić do pojednania między Węgrami a południowymi Słowianami. Po zbombardowaniu Pragi D. powrócił do Paryża. Tu zaproponował mu agent dyplomatyczny rewolucyjnego rządu węgierskiego hr. Teleki, w imieniu Kossutha, by wyruszył na Węgry. »Jenerale, jedź do nas – mówił – będziesz, czym tylko zechcesz«. D., otrząsnąwszy się z dawnych złudzeń co do roli, jaką Austria mogłaby odegrać w stosunku do sprawy polskiej, przyjął wezwanie w nadziei, że uda mu się działać na rzecz pojednania Węgrów ze Słowianami i skupienia ich około węgierskiego ruchu wolnościowego oraz związać sprawę polską z ruchem niepodległościowym węgierskim. Podając się za kupca, pod obcym nazwiskiem podążył przez Niemcy i Śląsk i z końcem stycznia r. 1849 stanął w Debreczynie, gdzie znajdowała się siedziba władz rewolucyjnych węgierskich. Kossuth przyjął go jak najlepiej, przyznał mu stopień feldmarszałka-porucznika i powierzył współdowództwo nad operującymi w półn. Węgrzech nad Cisą korpusami gen. Percsela i płka Klapki. Po wypędzeniu austriackiej brygady jazdy gen. Öttingera z miasta Szolnok pospieszył D. na pomoc Klapce i zmusił austriackiego gen. Schlicka do cofnięcia się (bitwa pod Tornallyą 13 II 1849). Następnie, kiedy oddano pod jego rozkazy także i działający w tych stronach korpus gen. Artura Görgeya, D., dowodząc już 38.000 armią, zaatakował połączone korpusy austriackie Windischgrätza i Schlicka oraz Jelačića pod Kapolną (26 i 27 II), musiał jednak cofnąć się poza Cisę. Do niepowodzenia przyczyniło się w dużej mierze nieposłuszeństwo węgierskich podkomendnych a przede wszystkim gen. Görgeya. Po odwrocie doszło już do formalnego buntu. Podżegani przez Görgeya wyżsi oficerowie zażądali, by D. złożył dowództwo, a kiedy odmówił im oddania książki z wydanymi rozkazami operacyjnymi, obsadzili jego kwaterę wartą. Dopiero przybycie samego Kossutha załagodziło nieporozumienie, ale dowództwo odjęte D-mu pozostało już przy Görgeyu. Kiedy następnie Węgrzy, rozpocząwszy w kwietniu ofensywę, zmusili Austriaków do opuszczenia Budapesztu, przyjął D. ofiarowane mu dowództwo w północnych Węgrzech i zaproponował wypad do Galicji, ażeby tam wzniecić powstanie i zająć się organizowaniem sił zbrojnych polskich. Wyprawa ta nie doszła jednak do skutku, gdyż rząd węgierski z obawy przed interwencją rosyjską ograniczył się do obrony przejść przez Karpaty. Wtenczas D. wobec zbyt szczupłych sił, jakie miał pod swymi rozkazami, złożył dowództwo. Tymczasem 180.000 Rosjan pod Paskiewiczem wkroczyło do Siedmiogrodu i półn. Węgier, dowództwo naczelne zaś wojsk austriackich, wzmocnionych wobec zakończenia wojny we Włoszech, objął feldcechmistrz baron Haynau. W tym najkrytyczniejszym momencie powołano znowu D-go na stanowisko szefa sztabu przy nowym wodzu naczelnym gen. Mészáros, następnie zaś po ustąpieniu tegoż oddano samemu D-mu naczelne dowództwo, którego jednak znowu nie wszyscy generałowie węgierscy uznawali; Görgey zaś nosił się już z myślą układów z Moskalami. Po odwrocie znad Cisy, w czasie którego był ranny w rękę, cofnął się D. na Temeszwar i tu przyszło do rozstrzygającej bitwy. Nie dowodził w niej jednak, gdyż przed samą bitwą przybył do armii węgierskiej Bem, mianowany tymczasem przez Kossutha naczelnym wodzem. D. odradzał Bemowi przyjęcie bitwy. Wbrew jego radzie rozpoczęta (9 VIII), zakończyła się zupełną klęską i rozsypką armii węgierskiej.
Wobec upadku sprawy węgierskiej schronił się D. na terytorium tureckie wraz z innymi emigrantami. Wydania Polaków domagała się Rosja i Austria, kładąc szczególny nacisk na wydanie D-go, ale w. wezyr Reszyd Pasza odmówił temu żądaniu, internując tylko uchodźców przez dłuższy czas w Kiutahii w Małej Azji. Czyniono nawet D-mu propozycje, by wstąpił do służby tureckiej, na które jednak się nie zgodził. Zwolniony dopiero w marcu r. 1851 za interwencją francuskiego posła Aupick, wrócił D. do Paryża. Kiedy wybuchła wojna krymska, mimo podeszłego wieku wyrywał się na wschód; patrzał z rozgoryczeniem, że go już nie biorą w rachubę. Ostatnie lata spędził prawie w nędzy. Doczekał się jeszcze wybuchu powstania styczniowego. Wtenczas powstała nawet myśl, by go powołać do kraju, ale zdaje się zaniechana została wobec sędziwego wieku generała. Po tylu ciężkich przejściach w ciągu swego życia miał jednak zaoszczędzony zawód ostatni. Nie doczekawszy się już ostatecznego upadku powstania, zachowując do ostatka wrodzoną sobie ruchliwość, zmarł w Paryżu 13 VI 1864 i pochowany został obok innych rodaków tułaczy na cmentarzu w Montmorency.
Portret pędzla Jana Rodakowskiego w Muz. Narod. w Krakowie.
Dane biograficzne: Boniecki; Złota księga, IV 63; Straszewicz, Les Polonais, Paris 1836; »Rocznik Twa Hist.-Liter.«, Paryż 1867, 311–21; zupełnie błędny życiorys w Enc. wojsk., II 171–3.
Pamiętniki i pisma własne drukowane: S. B.[uszczyńsk]i, Niektóre wspomnienia gen. H. D., P. 1860, przedruk »Bibl. dzieł wybor.«, W. 1910; Niektóre wspomnienia o działaniach korpusu polskiego pod dtwem ks. J. Poniatowskiego w r. 1813 przez gen. H. D.; Bronikowski, Pamiętniki polskie, Paryż 1845, III; urywek z pamiętników 1813–4 ogł. przez podpisanego pt. Od Napoleona do Aleksandra, »Kwart. Histor.« XXX; Pamiętniki o powstaniu w Polsce 1830–1, Kr. 1875, I wyd., 1877 II wyd. w 2 t. nakładem red. »Czasu«, która je najpierw w feljetonie (1871–2) ogłosiła. W związku z tym 2 sprostowania w »Czasie« (nr 208 i 255 z 1872) M. H. Nakwaskiego i J. N. Janowskiego; Mein Feldzug nach und in Lithauen und mein Rückzug nach Warschau, nach mündlichen Diktaten des Generals, herausgegeben von dr R. O. Spazier, Leipzig 1832; Schreiben des polnischen Generals H. D. an den H. Herausgeber des Berichts über seinen lithauischen Feldzug, Strassburg 1832; Mémoires sur la campagne de Lithuanie, Strassburg 1832. Niektóre dokumenty w związku z rolą D-go w r. 1831 Pawłowski, Źródła do dziejów wojny polsko-rosyjskiej 1830–1 r., I–IV, W. 1931–5; Akta urzędowe tyczące się działań gen. Giełguda na Litwie u Bronikowskiego, Pamiętniki polskie, III i IV; D. Quelques mots sur les dernières événements de la Pologne pour servir de réponse à l’article du Journal de la Tribune du 3 décembre 1832, Paris 1832; Do kpt. Józefa Bajerskiego, jednego z podchorążych i towarzyszów Wysockiego w nocy 29 listopada, Paryż 1834; Mowa z okazji odbytego w Paryżu obchodu żałobnego po śp. Maurycym Mochnackim napisana, Paryż 1834; Réponse du général D. à l’article de M. Pagés de l’Arriége sur l’occupation d’Alger, Paris 1836; Considérations sur la guerre en général et sur la guerre en Espagne an particulier, en réponse au général Evariste de San Miguel, Paryż 1836; Rzut oka na ostatnie wypadki rewolucji polskiej, jako odpowiedź na dzieło K. A. Hoffmana pt. Cztery powstania, Paryż 1837; Quelques mots sur la question polonaise adressés a M. les Pairs et Députés de France, Paris 1839; Kochani rodacy, odezwa, Paryż 1 I 1849; toż samo w jęz. franc. przedruk Divéky, Węgry i Polacy w XIX w., W. 1918, 164 i nast.; Kilka słów o bankiecie dla śp. Czackiego, Paryż 1588; Dembiński in Ungarn nach den hinterlassenen Papieren des Generals von Alphons F. Danzer, 2 t. Wien 1872; toż samo po węg. Dembinszky Magyarországon, Budapest 1874, krytyka pamiętników przez Görgeya pod pseud. Jan Damár, Budapest Szemle (cyt. u. Divékyego); Du Martray général, Maximes, conseils et instructions sur l’art de la guerre, ou aide mémoire pratique de guerre, avec des notes du général Dembiński, Paris 1898. – Poza tym szczegóły życia i działalności D-go, por. R. Przelaskowski, Sejm warszawski 1825, W. 1929; Tokarz, Wojna polsko-rosyjska 1830–1, W. 1930; Mielżyński, Bemerkungen zu den Werken des H. Dr. Spazier, Dembinskis Feldzug nach und in Lithauen und Geschichte des Aufstandes des polnischen Volkes in dem Jahre 1830, aus dem polnischen übersetzt v. A. Z., Strassburg 1833; Chłapowski D., Pamiętniki, P. 1895, II; powrotowi z Litwy do Warszawy poświęcony wiersz J. H. Kajsiewicza, Wspomnienia z litewskiej wyprawy; Nabielak, Trois jours du régne du cidevant général en chef H. D., Paris 1832; Bajerski, Odpowiedź na artykuł »Nowej Polski« przeciw gen D., Paryż 1834; Lelewel J. i H. D. generał, Paryż 1859; Gadon L., Emigracja polska I–III, Kr. 1902; Generał Zamoyski (1803–68), II–VI, P. 1910–30; Schnür-Pepłowski, Z przeszłości Galicji, Lw. 1895; Meciszewski, Zjazd polski w Wrocławiu na dniu 5 maja 1848, Lw. 1849; Benis A., Une mission militaire polonaise en Égypte, Kair 1938, I–II; Wisłocki, Kongres słowiański w r. 1848 i sprawa polska, »Rocznik Zakł. Nar. im. Ossolińskich«, Lw. 1928; Feldman J., Sprawa polska w r. 1848, Kr. 1933; Falkowski, Wspomnienia z r. 1848 i 49, P. 1879; Divéky, Węgrzy i Polacy w XIX w., W. 1918; Russjan L., Polacy i sprawa polska na Węgrzech w r. 1848–9, W. 1934, z wyczerpującą bibliografią rzeczy polskich i obcych; Bułharyn, Rys wojny węgierskiej w latach 1848–9, Paryż 1852; Wysocki, Pamiętnik dowódcy legionu polskiego na Węgrzech 1848–9, P. 1860; T. T. Jeż (Miłkowski) Od kolebki przez życie, wspomnienia, Kr. 1937; Bieliński, Polacy w Turcji po upadku rewolucji węgierskiej r. 1849, P. 1852; Rypiński, Do gen. D. przy obiedzie danym mu w Londynie po jego powrocie z Węgier, improwizacja, Londyn bez r. wyd.; liczne wzmianki w całej prasie emigracyjnej polistopadowej. – Rękopiśmienne pamiętniki, korespondencje i pisma w Muz. x. x. Czart. w Kr., obejmujące okres 1848–9 w bibliotece hr. Tarnowskich w Suchej.
Eugeniusz Wawrzkowicz