Daszyński Ignacy (1866–1936), wódz polskiego socjalizmu. Ur. 26 X w Zbarażu, dzieciństwo spędził w atmosferze, przesiąkniętej świeżymi wspomnieniami powstania styczniowego. Ojciec Ferdynand, skromny urzędnik starostwa, powszechnie był szanowany dla nieskazitelnego charakteru, matka, Kamila z Mierzeńskich, niejednego powstańca uratowała przed władzami austriackimi. Uczucia te pogłębił u D-go pobyt w gimnazjum w Stanisławowie, gdzie atmosferę patriotyczną stwarzali osiedli w mieście emigranci z r. 1848 i 1863, zwłaszcza przebywający tam przez dłuższy czas Agaton Giller, wśród młodzieży zaś szkolnej kiełkowały pierwsze zawiązki ruchu niepodległościowego. Jako czternastoletni chłopak, pierwszy raz stanął D. przed sądem przysięgłych za hektografowanie i rozrzucanie wiersza przeciw Habsburgom, którego autorem był wywierający nań potężny wpływ starszy brat, Feliks. Wstąpiwszy do tajnego kółka studenckiego, kształtował w dalszym ciągu ideologię, opartą raczej na tradycjach Wiosny Ludów, aniżeli roku 1863; ogólne nastawienie radykalno-demokratyczne, silne sympatie do Słowiańszczyzny, wstręt do rządów zaborczych, zwłaszcza austriacko-niemieckich. W tym czasie pierwszy raz zetknął się D. z ideami socjalistycznymi. Pod względem materialnym życie układało się niewesoło; jako najlepszy uczeń w klasie, utrzymywał się z korepetycji, nie stać go było na własne podręczniki. Wydalony w r. 1882 ze szkoły za odczyt o rewolucji 1848 r., rozpoczął egzystencję tułacza, pełną nędzy i ciężkich borykań o kawałek chleba, zarazem jednak obfitującą w doświadczenia i głębsze obserwacje warunków społeczno-gospodarczych ówczesnej Galicji. Jako pisarz u adwokata w Drohobyczu, zetknął się blisko z wyzyskiem robotnika. W skromnym pokoiku na poddaszu gromadziły się u niego zastępy młodzieży, chłopów, żydów z pobliskiej okolicy; nastrój rewolucyjny rozbudziło w nim zwłaszcza zbliżenie z najwybitniejszym przedstawicielem socjalizmu ukraińskiego, nadzorowanym wówczas przez żandarmerię Iwanem Franko. We Lwowie mieszkając w izbie szewca, którego dzieci uczył za 6 guldenów miesięcznie, wszedł w styczność z przedstawicielami emigracji popowstaniowej, którzy nie wywarli nań głębszego wpływu, i zakładał kółka gimnazjalne o zabarwieniu socjalistycznym. Jako guwerner w domu ziemiańskim na Podolu przyjrzał się dokładnie życiu najmitów rolnych. W opisanych przezeń barwnie na kartach pamiętników długich wędrówkach pieszych lub na furce, w dziurawych butach, starym ubraniu, wymienianym co pewien czas za dopłatą guldena na żydowskiej tandecie, nierzadko przymierając głodem, zwiedził całą wschodnią Galicję z jej zacofaniem gospodarczym, wyzyskiem, ciemnotą, nędzą.
Pragnienie dalszych studiów zagnało D-go do Krakowa. Zdawszy w r. 1888 maturę jako eksternista, słuchał wykładów przyrodniczych i pracował w laboratoriach uniwersyteckich. Od polityki studenckiej trzymał się z daleka, pod wpływem brata, który studiował wówczas w Zurychu, oddalił się od młodzieńczego patriotyzmu, przyjmując bez zastrzeżeń światopogląd marksistowski; zainteresowanie sprawami społecznymi objawiał jedynie pomocą przy kolportowaniu nielegalnych druków do Królestwa. Zmuszony nędzą do objęcia guwernerki w Łomżyńskiem, został w r. 1889 aresztowany przez policję rosyjską, która przez pomyłkę utożsamiła go z bratem i po półrocznym przeszło więzieniu w Pułtusku odstawiła do Galicji. W Krakowie czekało go więzienie u św. Michała, po którego opuszczeniu rzucił się w wir zaburzeń uniwersyteckich. Za strzaskanie popiersia rektora Korczyńskiego relegowany, wyjechał do Szwajcarii do łoża umierającego brata, stamtąd przeniósł się do Paryża. Niewiara w możliwość pracy socjalistycznej w Galicji, której brakowało wielkiego przemysłu i kadr robotniczych, podyktowała mu zamiar wyjazdu do Stanów Zjednoczonych, gdzie wśród emigracji polskiej spodziewał się znaleść wdzięczniejsze pole działania. W ostatniej chwili wstrzymali go Al. Dębski i St. Mendelson, ofiarowując stypendium na kontynuowanie studiów w Zurychu. Potężnym wstrząsem stała się dla D-go wiadomość o obchodzie pierwszomajowym (1890) w Galicji, który we Lwowie skupił 4000 robotników, w Białej został okupiony krwawymi ofiarami. Zrezygnowawszy z dłuższego pobytu w Szwajcarii, wrócił do Lwowa i z grupą towarzyszy przystąpił do organizowania stowarzyszeń socjalistycznych »Siła«. W r. 1891 pierwszy raz uczestniczył w kongresach zagranicznych: austriackim w Wiedniu i międzynarodowym w Brukseli, następnie redagował przez 5 miesięcy »Gaz. Robotniczą«, założoną w Berlinie za pieniądze niemieckich socjalistów, głównie za sprawą szczerze Polsce przyjaznego Wilhelma Liebknechta. W r. 1892 odegrał wybitną rolę przy założeniu we Lwowie galicyjskiej partii socjalno-demokratycznej. Odtąd działalność jego sprzęgła się nierozdzielnie z ruchem socjalistycznym w zaborze austriackim, nazwisko stało się ruchu tego sztandarem, niemal symbolem.
Ówczesna Galicja, rządzona przez arystokrację ziemiańską i biurokrację, rekrutującą się przeważnie z warstwy szlacheckiej, słabo uprzemysłowiona, z demokracją mieszczańską w stanie bezwładu, masami chłopskimi ledwo budzącymi się do życia politycznego, wszechwładnymi wpływami duchowieństwa w szkolnictwie, przysłowiową nędzą, w tak przejmujących barwach świeżo odmalowaną w głośnym dziele Szczepanowskiego (1888), faktycznym brakiem swobód obywatelskich i osławionymi nadużyciami wyborczymi, stanowiła niezmiernie trudny teren dla pracy socjalistycznej w sensie zachodnio-europejskim. Zrozumiał to D. i, zamiast iść szlakiem ortodoksyjnej doktryny marksowskiej, zrobił z socjalizmu masowy ruch wszystkich niezadowolonych z istniejących stosunków. W wystąpieniach swych nie kładł nacisku na postulaty czysto teoretyczne, jak uspołecznienie środków produkcji, piętnował natomiast istniejące zło, ukazywał bolączki życia publicznego, odsłaniał krzywdy. Obok warstwy robotniczej ogarniał swą działalnością wieś, zwłaszcza krakowską; w głównej pracy publicystycznej Szlachetczyzna a odrodzenie Galicji (1899), rozwinął program koalicji demokratów mieszczańskich z warstwami ludowymi przeciw rządom oligarchicznym. Dzięki takiemu dostosowaniu doktryny socjalistycznej do stosunków miejscowych, zyskał D. wśród współczesnych miano »niestrudzonego puryfikatora Galicji« (W. Feldman), »młota na stańczyków« (Stojałowski), stał się naturalnym obrońcą wszystkich pokrzywdzonych i wydziedziczonych. Doskonały organizator, pełen wulkanicznego temperamentu mówca, dziennikarz i publicysta, w setkach podróży objeżdżał kraj, przemawiał na tysiącach zgromadzeń, powoływał do życia lokalne komórki organizacji socjalistycznych, jako naczelny redaktor »Naprzodu« (od r. 1894) zwalczał piórem ucisk i nadużycia. Najbardziej wkrótce znienawidzony wróg istniejącego systemu, spotkał się z ostrym przeciwdziałaniem władz, ziemiaństwa, kleru. Do trzydziestego roku życia miał 24 procesy polityczne, zapoznał się z więzieniem, rozbijaniem wieców, szarżami wojska i policji na tłum, któremu przewodził w pochodzie, systematycznymi konfiskatami swych broszur i artykułów przy równoczesnych napaściach przeciwników, nie przebierających w argumentacji ani tonie. Nieugiętość charakteru i żelazne nerwy pozwoliły mu przetrwać ten najcięższy okres formowania się socjalizmu galicyjskiego do chwili, w której mógł zebrać pierwszy plon swych walk. W r. 1896 wprowadził rząd K. Badeniego tzw. piątą kurię wyborczą, w której głosowali wszyscy wyborcy, pozbawieni prawa głosu w czterech cenzusowych. Wybory w okręgu krak. 11 III 1897 przyniosły D-mu triumf w postaci 22.214 głosów na ogólną liczbę 29.750 głosujących. Najmłodszy z posłów w parlamencie wied., stanął na czele klubu socjalistycznego, złożonego z 14 posłów różnych narodowości. W pierwszych wystąpieniach uderzył gwałtownie na premiera Kaz. Badeniego, który jako starosta krakowski, następnie namiestnik Galicji, zasłynął z »żelaznej ręki« w stosunku do socjalistów, ludowców i stojałowczyków. Nie wzdragając się mimo osobistych próśb Badeniego wywlekać brudów domowych przed forum międzynarodowe, atakował D. sposób przeprowadzenia ostatnich wyborów, których bilansem było kilku zabitych, kilkudziesięciu rannych, setki aresztowanych, orgie korupcji i nadużyć. Rozprawiwszy się na pierwszych posiedzeniach z rządem na tle wyborów, wstrzymał się D. od popierania obstrukcji narodowców niemieckich z Schönererem i Wolfem na czele, dopóki była uprawiana z powodu zarządzeń językowych rządu na korzyść Czechów. Dopiero gdy większość rządowa w sposób nieformalny uchwaliła obostrzenie regulaminu, dające prezydentowi izby prawo usuwania obstrukcjonistów, w przedsionku zaś parlamentu znalazł się oddział policji, D. na czele socjalistów wtargnął 26 XI na trybunę prezydialną i wydarłszy przewodniczącemu Abrahamowiczowi papiery, uniemożliwił dalsze obrady. Nastąpiło wkroczenie policji na salę i dwukrotne usunięcie przemocą opozycjonistów. Następstwem tego była wielka demonstracja całej niemieckiej ludności Wiednia i dymisja Badeniego. Mimo akcji represyjnej, jaką wszczęły teraz przeciw D-mu władze galicyjskie pod kierownictwem namiestnika Pinińskiego, utrzymał swój mandat krakowski również przy następnych wyborach w r. 1900, aczkolwiek mniejszą liczbą głosów. W dalszym ciągu prowadził D. na forum parlamentarnym i w kraju zaciekłą walkę przeciw rządom szlacheckim, napadał gwałtownie na Koło Polskie, odmawiając mu prawa reprezentowania społeczeństwa, wywlekał na jaw nadużycia administracji, praktyki cenzury, nie wahał się wstąpić w szranki przeciw wszechpotężnemu militaryzmowi austriackiemu, którego ofiarą była większa aniżeli w jakimkolwiek innym państwie liczba samobójstw w armii. W r. 1900 kierował olbrzymią akcją strajkową w zagłębiu ostrawsko-karwińskim, przyczyniając się walnie do wywalczenia dla górników 9-godzinnego dnia pracy. Gdy w r. 1902 wybuchnął we wschodniej Galicji wielki strajk robotników rolnych, D. stanął bez zastrzeżeń po stronie strajkujących chłopów ruskich, wywodząc, że »nie można i nie wolno polskiego narodu uważać za jedno z tą garścią obszarników we wschodniej Galicji. W walce klasowej stoję po stronie proletariatu«. Podobnego poparcia użyczył w r. 1904 strajkującym górnikom w Borysławiu osobistą interwencją u namiestnika Potockiego pomagając im w zrealizowaniu szeregu postulatów. Wybrany w r. 1902 głosami drobnych handlarzy żydowskich radnym m. Krakowa, poświęcił się obronie interesów służby miejskiej, robotników instytucji komunalnych, dozorców domowych oraz sprawom drożyzny i podatków, wygłaszając nieraz przemówienia natury politycznej, których odgłos sięgał poza mury ratusza. Po wybuchu rewolucji rosyjskiej wystąpił w parlamencie z mową, w której domagał się uchwalenia powszechnego prawa wyborczego, zainicjował olbrzymią akcję wiecową i parlamentarną, aż do zwycięskiego rozstrzygnięcia w styczniu 1907 r. Pierwsze wybory powszechne przyniosły D-mu, kandydującemu w Krakowie i Białej, dotkliwą porażkę na skutek niesłychanych nawet w ówczesnym życiu Galicji nadużyć. Uzyskawszy mandat w wyborach uzupełniających w okręgu frysztackim, stanął D. na czele polskiego klubu socjalistycznego, złożonego z 6 posłów. Do dawnych przeciwników konserwatywnych przybył teraz nowy – obóz narodowo-demokratyczny, z którym starł się D. kilkakrotnie w parlamencie, zwłaszcza na tle stosunku do sprawy ukraińskiej. W sprawie żydowskiej akcentował D. wspólność interesów proletariackich przeciw kapitalizmowi, zwalczając dążność do stworzenia odrębnej partii socjalistów żydowskich. Wybory w r. 1911 dały D-mu zadośćuczynienie za poprzednie niepowodzenia w postaci dwóch mandatów w okręgach Kraków-miasto i wiejskim.
Jednym z doniosłych etapów działalności politycznej D-go było stopniowe wyodrębnianie socjalizmu galicyjskiego z ram organizacji austriackiej i przepajanie go ogólnopolskim patriotyzmem. Z ideologii międzynarodowego marksizmu otrząsnął się szybko, niemniej przejście od czysto formalnego podnoszenia haseł niepodległości Polski do uczynienia z nich istotnej treści działania, wymagało dłuższej ewolucji. Na kongresie wiedeńskim w roku 1891 delegacja polska złożyła oświadczenie, że »wobec wyjątkowego położenia naszego kraju, którego granice polityczne nie odpowiadają stosunkom faktycznym i językowym, dalej ze względu na naszych rodaków, mieszkających poza granicami państwa … nie możemy tak ściśle związać się z austriacką organizacją«. Przy założeniu partii galicyjskiej we Lwowie 31 I 1892 oświadczył D.: »Niechaj ci, którzy nas kosmopolitami zwą, raz wiedzą, że my, Polacy, robotnicy, socjaliści, będziemy walczyli za Polskę, aby ją wywalczyć socjalistyczną, robotniczą«. Jako uczestnik delegacji polskiej na międzynarodowy zjazd w Zurychu (1893), ścierał się z esdekami, głoszącymi teorię »organicznego wcielenia« Królestwa do Rosji. Na zjeździe w Londynie w r. 1896 podpisał wraz z innymi delegatami polskimi oświadczenie, że »robotnicza Polska jest w naszych sercach jedną i niepodzielną«. Wobec wysuwanego w łonie partii przez Wł. Studnickiego (1898) programu wyodrębnienia Galicji zajmował D. początkowo stanowisko niechętne, głosząc program autonomii kulturalnej poszczególnych narodowości; w kilka lat później (1903) zmienił jednak zapatrywania i na szeregu wieców przeprowadził rezolucję domagającą się »narodowej niepodległości Polski, objętej zaborem austriackim«. Ideę tę starał się spopularyzować wśród socjalistów austriackich, przedstawiając robotnikom wiedeńskim zmagania PPS zaboru rosyjskiego z caratem i oddziałując na przywódców; pod jego wpływem oświadczyli się za niepodległością Polski Pernerstorfer i Adler. W wystąpieniach parlamentarnych atakował rząd pruski za Wrześnię i ustawy wyjątkowe. Również przyjazne początkowo stosunki D. z socjalistami niemieckimi psuły się, w miarę jak Bebel przechylał się ku poglądom Róży Luksemburg, w partii zaś brał górę w stosunku do robotników polskich prąd centralistyczno-germanizatorski. Żywo interesował się D. ruchem narodowym na Śląsku Cieszyńskim, gromiąc wynaradawiające zakusy magnatów niemieckich i czeskich szowinistów. W r. 1909 zaatakował listem otwartym socjalistów rosyjskich, którzy nie poparli wniosku o dopuszczenie Polaków w Królestwie do sądownictwa. Wziął udział w uroczystościach grunwaldzkich, prowadząc na Wawel rzesze robotników, których wzywał następnie do walki o niepodległość. W celu nawiązania łączności z emigracją polską za oceanem odbył w tym samym roku wielką podróż agitacyjną po Stanach Zjednoczonych. Ścisłą łączność starał się ustalić D. z organizacjami socjalistycznymi innych zaborów, zwłaszcza PPS z Królestwa, z której przedstawicielami szedł ramię w ramię na kongresach międzynarodowych, i oddawał jej do dyspozycji prasę galicyjską. Z jego zachęty ogłosił J. Piłsudski na łamach »Naprzodu« w r. 1903 pierwszą część swych wspomnień rewolucyjnych pt. »Bibuła«. Mimo to istniała naturalna przepaść między rewolucyjnością PPSowców, dla których socjalizm był jedną z dróg do niepodległości, a szczerze socjalistyczną, legalną pracą D-go w obrębie jednej dzielnicy. Piłsudski skarżył się na panujący w socjalizmie galicyjskim »kierunek powszechnej legalności… a stąd brak zupełny wśród ludzi konspiracyjności jako takiej«. W liście z 15 II 1898 utyskiwał, że »D. i Kozakiewicz dotychczas nie potrafili nawet zaznaczyć, że leżą im na sercu interesy ruchu polskiego, przede wszystkim zaś i zawsze byli tylko przedstawicielami ruchu austriackiego« i krytykował za rzekomy »ich sojusz z Wolfami i C-o«. Wtórował mu W. Jodko, zaś Dębski twierdził, że D. »ze swego partykularyzmu już nie galicyjskiego ale poprostu krakowskiego się jeszcze nie wyleczył. Dla niego w Polsce istnieje Galicja«. Różnice te zacierały się, w miarę jak rozwój ruchu rewolucyjnego w Rosji wciągał D-go w obrąb zagadnień, wykraczających poza ramy monarchii habsburskiej. Na kongresie galicyjskiej partii socjalistycznej w Krakowie w listopadzie 1904 r., wbrew opozycji części delegatów, stojących na gruncie wyłącznej przynależności do socjalnej demokracji austriackiej, obronił D. program niepodległościowy i przeprowadził uchwałę o sojuszu z bratnią organizacją Kongresówki. Gdy wśród socjalistów w Królestwie wziął górę kierunek, pragnący podporządkować ruch polski rosyjskiemu, D., pozostający pod coraz silniejszym wpływem przywódców odłamu patriotycznego (Piłsudski, Jodko, Wasilewski), zachował w stosunku do sił rewolucyjnych w Rosji krytyczną rezerwę i przekonaniu temu dawał wyraz w dyskusjach, jakie toczyły się na zebraniach politycznych latem r. 1905 w Zakopanem.
W styczniu 1906 r. opublikował w »Naprzodzie« list otwarty do Centr. Komitetu Robotn. PPS, w którym, ostrzegając przed podporządkowywaniem losów Polski rewolucji rosyjskiej, wzywał do samodzielnego działania pod hasłem wywalczenia niepodległej republiki polskiej. Gdy po zdławieniu rewolucji przywódcy PPS z Piłsudskim na czele obrali za teren swej pracy Galicję, D. oddał się na usługi reprezentowanej przez nich sprawy. Zbliżenie doń Piłsudskiego »dawało maksimum korzyści wpływów na całą jego partię oraz zapewniało poparcie PPS w obozie międzynarodowym« (L. Wasilewski). W czasie przesilenia aneksyjnego dawał D. w parlamencie wyraz nastrojom przeciwrosyjskim, polemizując na ten temat z Kramarzem. Gdy poczęły się tworzyć na terenie Galicji pierwsze kadry polskiej armii w postaci Związku Walki Czynnej, następnie Związków Strzeleckich, D. wpływami swymi osłaniał je przed represjami władz. Mimo to socjaliście, przesiąkniętemu ideologią pacyfistyczną, niełatwo przychodziło pogodzić się z ubojowieniem społeczeństwa. Początki roboty wojskowej w Galicji nazywał ironicznie »bawieniem się szabelką« lub »zabawą w ołowianych żołnierzy«, wobec pierwszej próby skonsolidowania żywiołów niepodległościowych, podjętej jesienią 1911 r. przez Wł. Tetmajera i W. Feldmana, zachował się negatywnie, na zjeździe działaczy niepodległościowych w Zakopanem w sierpniu 1912 r., wystąpił początkowo przeciw tworzeniu Pol. Skarbu Wojsk. Dawszy się ostatecznie przekonać Piłsudskiemu, wszedł jako przedstawiciel socjalistów galicyjskich do Komisji Tymczasowej Skonfederowanych Stronnictw Niepodległościowych, zarazem zaś przełamał wrogie wobec ruchu wojskowego nastawienie swej partii, mając poparcie tylko Diamanda, przeciw sobie zaś najwybitniejszych przywódców (Marek, Moraczewski, Lieberman, Żuławski). Dzięki temu stanowisku D-go ruch strzelecki został obficie zasilony elementem robotniczym, wydawnictwa zaś jego po konfiskacie bywały imunizowane w parlamencie. W związku z nadciągającą wojną silnie absorbowała D-go myśl konsolidacji społeczeństwa polskiego. W październiku 1912 r. odbyły się z jego inicjatywy konferencje międzypartyjne w Krakowie, w których obok socjalistów i ludowców wzięli udział przedstawiciele konserwatystów i narodowych demokratów. Wynik ich był negatywny, podobnie spaliła na panewce podjęta przez D-go z okazji zjazdu pacyfistycznego w Bazylei (list. 1912) próba pogodzenia PPS Królestwa i Galicji z PPS lewicą i esdekami pod hasłem walki z caratem o niepodległość Polski.
Z chwilą wybuchu wojny stanął D. przy boku Piłsudskiego, głosząc konieczność samodzielnego wystąpienia przeciw Rosji. Gdy St. Grabski w pertraktacjach z Komisją Tymczasową podnosił, że Austria nie dała Polakom żadnych gwarancyj, D. odpowiedzjał: »Z Wiedniem traktować będziemy, lecz nie w sprawie gwarancji, ale w sprawie – manlicherów!«. Dn. 4 VIII odbył wspólnie z Piłsudskim konferencję z przedstawicielami konserwatystów i demokratów galicyjskich, nie zdołał ich jednak skłonić do stworzenia wspólnej platformy. Wobec proklamowania fikcyjnego Rządu Narodowego w Warszawie, któremu jakoby podporządkował się Piłsudski, działalność D-go w Komisji Tymczasowej zawisła w powietrzu. Wyruszywszy w mundurze strzeleckim do Królestwa, objął skromną funkcję komisarza wojskowego w Miechowie, którego ludność na próżno starał się porwać do walki z Rosją. Tymczasem przyszło ultimatum władz wojskowych austriackich do oddziału strzelców Piłsudskiego, żądające złożenia przysięgi cesarzowi austriackiemu lub rozwiązania się. D., wtajemniczony w sytuację, dokładał starań, by przez konsolidację społeczeństwa polskiego w Galicji uratować zaczyn wojska polskiego. W mowie, wygłoszonej na zebraniu organizacyj politycznych w Krakowie 15 VIII wzywał: »W tej chwili, najważniejszej od czasu Napoleona, nie może być białych i czerwonych!«. Po utworzeniu N. K. N. wszedł w jego skład jako wiceprezes Sekcji Zachodniej, zarazem stanął na czele żywiołów oddanych Piłsudskiemu, w ostrym od razu przeciwieństwie do przedstawicieli narodowej demokracji. Spór o przysięgę legionu zachodniego podług formuły austriackiego pospolitego ruszenia rozstrzygnął D. argumentem, że chodzi o uzyskanie karabinów manlicherowskich dla strzelców Piłsudskiego, przez to zaś o uratowanie ich od zagłady. Po rozbiciu legionu wschodniego wystąpił D. na posiedzeniu 20 X w gwałtowny sposób przeciw przedstawicielom N. D. i podolaków, powodując przez to ich wycofanie się z N. K. N. Dn. 22 XI domagał się oparcia pracy w Królestwie na duchowieństwie wiejskim, chwaląc jego ofiarność i patriotyzm. Jako eksponent polityki Piłsudskiego w N. K. N., zwalczał D. od wzięcia Warszawy akcję werbunkową Sikorskiego na terenie Kongresówki, jednakże stał nadal na gruncie rozwiązania austriacko-polskiego, wyobrażając sobie przyszłość Polski w ramach monarchii habsburskiej. Dla koncepcji tej napróżno usiłował pozyskać premiera węgierskiego, Tiszę. W styczniu 1916 r. mimo silnych oporów w swej partii przeparł wstąpienie socjalistów do Koła Polskiego i objął jedną z jego wiceprezesur. Jako zwolennik zespolenia losów Polski z austriacką (zdaniem Bilińskiego »stanowczo bardziej czarnożółty, niż teroryzowany przez niego Jaworski«) zainicjował memoriał do rządu, wykazujący błędy, jakie popełniła w stosunku do społeczeństwa polskiego polityka i wojskowość monarchii.
Akt 5 XI 1916 przyjął jako przekreślenie swej koncepcji i wniósł votum nieufności dla prezesa Koła, Bilińskiego, »za niedopilnowanie rozwiązania austro-polskiego«; niemniej od grudnia 1916 do kwietnia 1917 współpracował z nim oraz z ówczesnym ministrem-rodakiem, Bobrzyńskim, nad projektami wyodrębnienia Galicji. Gdy narodowi demokraci podjęli ofensywę w celu przeciągnięcia zaboru austriackiego do obozu państw sprzymierzonych, D. dał się im porwać. Na posiedzeniu koła Sejmowego w dniu 28 V 1917 z furią nacierał na dawnego antagonistę, Abrahamowicza, który do ostatka zwalczał rezolucję o Polsce trójdzielnicowej z dostępem do morza. Zaraz jednak pozwolił się usidlić ministrowi spraw zagranicznych, Czerninowi, który afiszował się wówczas jako zwolennik unii austro-polskiej i 15 VI wyjaśnił w parlamencie, że dostęp Polski do morza to »część skanalizowanej Wisły do Gdańska«. Nastawienie antyniemieckie okazał natomiast D. w czasie ostatnich delegacyj austro-węgierskich (styczeń 1918), gdy do votum zaufania dla Czernina proponował dodać postulat przyłączenia do przyszłego państwa polskiego G. Śląska. Dwutorowości jego polityki położył koniec traktat brzeski. D. uznał, że »dnia 9 lutego 1918 zgasła gwiazda Habsburgów na polskim firmamencie«, i przeszedł do bezwzględnej opozycji. 7 III wystąpił wraz z socjalistami z Koła Polskiego, by móc głosować przeciw budżetowi dla gabinetu Seidlera. W październiku brał udział w przygotowaniach do odebrania Krakowa z rąk austriackich i wszedł do prezydium Polskiej Komisji Likwidacyjnej. Wobec załamania się okupacji austro-niemieckiej w Królestwie i spodziewanego powrotu Piłsudskiego, przeciwstawiając się Radzie Regencyjnej, proklamował 7 XI w Lublinie rząd, złożony z socjalistów i radykalnych ludowców, którego został premierem i ministrem spraw zagranicznych. Piłsudski po powrocie z Magdeburga i przejęciu władzy skłonił rząd lubelski do ustąpienia i powierzył D-mu misję stworzenia gabinetu koalicyjnego. Wobec sprzeciwu narodowych demokratów, zwłaszcza posłów zaboru pruskiego, D. 18 XI zgłosił dymisję. Wszedłszy do konstytuanty z okręgu krakowskiego, w deklaracji programowej, złożonej imieniem klubu socjalistycznego 22 II 1919, załatwił się krótko z postulatami czysto socjalistycznymi, główny nacisk kładąc na bohaterską przeszłość PPS w walce z caratem i jej węzły uczuciowe z Piłsudskim. W tym kierunku szła jego działalność na terenie sejmowym. Był oczywista za demokratyczną konstytucją bez senatu i radykalną reformą rolną, zarazem jednak walczył o wzmocnienie władzy Naczelnika Państwa i popierał jego politykę federacyjną na wschodzie. 21 VII 1920 roku w obliczu inwazji bolszewickiej objął w rządzie obrony narodowej stanowisko wicepremiera (powołaniu na ministra spraw zagranicznych sprzeciwiała się Francja). Pełen hartu i wiary w zwycięstwo, przepoił tym duchem otoczenie, nazwiskiem swym stępił ostrze agitacji komunistycznej w kraju, zorganizował szereg ośrodków propagandowych za granicą, uświadamiając Europę, że »jaśniepańska« Polska nie jest krajem reakcji i białego teroru. Po odparciu wroga i podpisaniu preliminarzy pokojowych na wezwanie władz partyjnych ustąpił 4 I 1921 z rządu. Działalności swej jako wicepremiera bronił na kongresie partyjnym w Łodzi w lipcu tego roku przed atakami lewicy socjalistycznej. Wybrany do drugiego sejmu z okręgu Kraków-wieś, postawiony został demonstracyjnie przez socjalistów jako kandydat na prezydenta Rzpltej. W czasie zaprzysiężenia Narutowicza został na Placu Trzech Krzyży napadnięty przez bojówki przeciwników i wraz z Limanowskim przez kilka godzin zamknięty w bramie jednego z domów, póki nie uwolniła go odsiecz socjalistyczna. Po zamordowaniu Narutowicza, odepchnąwszy sugestię czynnego wystąpienia przeciw prawicy, zareagował na gwałt ulicy powołaniem do życia Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego, którego przez 10 lat był organizatorem i prezesem.
W l. 1923–5, osłabiwszy z powodu choroby serca tempo pracy politycznej i parlamentarnej, oddał się głównie publicystyce. Przeświadczony o zbliżającym się nieuchronnie objęciu władzy przez Piłsudskiego, myślał zawczasu o uzgodnieniu z nim stanowiska PPS. Z rozważań tych wypłynęła broszura Wielki człowiek w Polsce (1925), w której w niewątpliwej intencji zasugerowania swych poglądów Marszałkowi dowodził, że ów twórca Polski demokratycznej, »nigdy nie myślał o dyktaturze, czym dowiódł wielkości swojej jako męża stanu«. Rezultatem tej publikacji było przysposobienie psychiczne partii socjalistycznej do poparcia zamachu stanu. Gdy zamach przyszedł w maju 1926 r., D. wśród sprzecznych zdań w swoim obozie całą siłą poparł Piłsudskiego, przez swych zaufanych nastrajał odpowiednio ulicę, nadzorując zwłaszcza komunistów, naglił Dreszera o energiczniejsze działanie (»czas kończyć, bo może zabrać głos ulica, a karabiny łatwo dać, trudno odebrać tłumowi«). Przyczyniwszy się do zwycięstwa Piłsudskiego, już w czerwcu zmuszony był stoczyć dyskusję z nowym reżimem z powodu wniesionych przezeń do sejmu projektów zmiany konstytucji. W wyborach marcowych 1928 wszedł do sejmu na czele liczniejszego aniżeli kiedykolwiek zastępu sześćdziesięciu kilku posłów socjalistycznych, sam zdobywszy największą w życiu liczbę głosów (77.479). Zainicjowaną przez »Wyzwolenie« kandydaturę na marszałka sejmu przyjął mimo ostrzeżeń z otoczenia Piłsudskiego: 27 III zwyciężył większością 206 głosów przeciw 141 kandydata rządowego Kaz. Bartla. Obejmując laskę, przyrzekł strzec »praw i godności tej wysokiej Izby«, zarazem zapowiedział lojalną współpracę z rządem »bez zadraśnięć wzajemnych«. Marszałkował z godnością, autorytetem, taktem, zdobywając uznanie większości sejmu, niekiedy sfer rządowych (energiczne stłumienie obstrukcji komunistów) i wrogiej mu dotąd opinii katolickiej (oświadczenie w sprawie pojedynków). Pragnąc uratować jedność dawnego obozu niepodległościowej lewicy, wpływał kompromisowo na klub socjalistyczny, usiłował wdrożyć obie strony do normalnej pracy parlamentarnej, odświeżał wspomnienia wspólnych walk rewolucyjnych przeciw caratowi (mowa przy odsłonięciu pomnika Montwiłła-Mireckiego). Mimo to przyszło mu dwukrotnie skrzyżować pióro z Piłsudskim w odpowiedzi na jego wywiady, godzące w opozycyjną większość sejmu. 24 VI 1929 udał się do dawnego towarzysza walk z propozycją stworzenia większości sejmowej opartej na B. B. W. R., socjalistach i »Wyzwoleniu«. Inicjatywa D-go nie odniosła skutku. Piłsudski, rozdrażniony na opozycję odmową odbycia konferencji przedstawicieli klubów z rządem w sprawach budżetowych, ujawnił tajniki tych rokowań w artykule pt. Gasnącemu światu (22 IX 1929). D. odpowiedział artykułem Niewczesne żale. Sytuacja naprężała się coraz bardziej. 31 X przed otwarciem sesji zjawiła się w gmachu sejmowym liczna grupa oficerów. D. w dramatycznym starciu z Piłsudskim oświadczył: »Pod bagnetami, karabinami i szablami izby ustawodawczej nie otworzę«. Zajście to wykopało przepaść między obozem pomajowym a D-im, zyskując mu natomiast uznanie ze strony wielu dotychczasowych antagonistów. Atakowany przez prasę i posłów prorządowych, replikował niekiedy nie bez akcentu pogróżek, zapowiadając, że w szeregach PPS odżyć może »duch spod Rogowa«, równocześnie jednak, w przeczuciu nieuchronnej klęski swej partii w starciu z Piłsudskim nie ustawał w zabiegach pojednawczych. Już po kongresie Centrolewu w Krakowie a na 2 tygodnie przed rozwiązaniem sejmu, przemawiając 15 VIII w Skawinie, uderzył nieoczekiwanie w pojednawcze względem Piłsudskiego tony, bez wewnętrznej jednak wiary w skuteczność tych usiłowań. Przyszło rozwiązanie izb i aresztowanie posłów opozycyjnych. D-go uchroniło od poważniejszych konsekwencji jego stanowisko w świecie międzynarodowej demokracji, odebrano mu jednak paszport zagraniczny. Stanąwszy na czele listy państwowej Centrolewu oraz w dwóch okręgach, ostatni raz wstrząsnął tłumy potężną wymową: w liście otwartym do Prezydenta Rzpltej apelował o czyste wybory; były to jednak wysiłki człowieka ciężko już chorego, u schyłku sił. Uzyskawszy mandat z listy państwowej, faktycznie nie przestąpił progów sejmu. W czasie kuracji wypoczynkowej w Bystrej, w początku r. 1931 dotknięty atakiem sklerotycznym, sześć blisko lat przemęczył się w sanatorium, nie odzyskawszy pełni sił umysłowych. W czasie choroby, straciwszy żonę Marię z Paszkowskich, wstąpił w ponowny związek małżeński z Cecylią Kempnerówną. Zmarł 31 X w rocznicę swego najodważniejszego wystąpienia.
Wielkim dziełem życiowym D-go było zorganizowanie klasy robotniczej w zaborze austriackim. Zastawszy robotnika wynędzniałego, przytłoczonego kilkunastogodzinnym dniem pracy przy głodowych zarobkach, maltretowanego bezkarnie przez pracodawców i urzędników, biernego, bez poczucia praw obywatelskich, już w przededniu wojny oglądać mógł dziesiątki tysięcy robotników, zorganizowanych w związkach politycznych i zawodowych, sieć spółdzielni i kółek oświatowych, wspaniałe domy robotnicze, odmienny sposób traktowania ze strony fabrykantów i władz. Hasła niepodległości Polski, rzucane przezeń w deklaracjach programowych, na wiecach, w prasie, wydały plon w r. 1914, kiedy zastępy młodzieży robotniczej garnęły się do Legionów, w r. 1918, gdy zorganizowani pod czerwonym sztandarem kolejarze galicyjscy ratowali legionistów z rąk władz austriackich i niemieckich i nie pozwolili ogołocić kraju z żywności, zwłaszcza zaś w godzinach najwyższego niebezpieczeństwa r. 1920, gdy na tyłach walczącej armii funkcjonowały bez zarzutu koleje, pracowały fabryki amunicji, propaganda zaś bolszewicka nie znajdowała wśród polskiego robotnika oddźwięku. Jako budziciel mas ludowych, należy D. do największych w dziejach Polski. Tajemnica jego oddziaływania spoczywała przede wszystkim w wyjątkowych uzdolnieniach oratorskich. »Mogę bez przesady powiedzieć – pisze o sobie – że przez długie lata byłem osobiście środkiem uświadomienia społecznego i politycznego kroci tysięcy chłopów i robotników polskich. Przemawiałem do nich w całej Galicji, w Królestwie, w Wiedniu, Budapeszcie, Berlinie, Sztutgarcie, Bremie, Paryżu, Londynie, w Szwajcarii, w trzydziestu kilku miastach Północnej Ameryki, wszędzie dokąd mogłem tylko dotrzeć. Mówiłem na placach publicznych do dziesiątek tysięcy i nie cofnąłem się przed zgromadzeniem w chałupie wiejskiej, gdzie mogło się zmieścić z biedą kilkunastu nędzarzy«. Jako mówca nie miał sobie równego we współczesnej Polsce, niewielu w Europie. Zasadniczym tonem jego przemówień bywał namiętny patos oskarżycielski, nie cofający się przed dotkliwymi inwektywami, często zaś przejaskrawiający istniejące stosunki, z równym jednak mistrzostwem uderzał w struny gryzącej ironii i liryzmu. Dźwięczny i świetnie modulowany głos, wspaniała, męska uroda, doskonałe opanowanie mimiki i gestu czyniły zeń na trybunie zjawisko fascynujące. Mowy jego w parlamencie wiedeńskim stanowiły wydarzenia dnia, na gruncie galicyjskim wyrósł niebawem na bożyszcze robotników, chłopów, młodzieży, kobiet. Słabą stroną jego wystąpień krasomówczych i publicystycznych był brak głębszej i oryginalniejszej treści, wynikający z powierzchownego dość wykształcenia i niezdolności do samodzielnych koncepcji; przemówienia jego w czytaniu wychodzą blado, nie dając pojęcia o wrażeniu, jakie wywierały na słuchaczu. Jako polityka, cechowała D-go ambicja i apodyktyczność. Natura władcza, niechętnie znosił obok siebie jednostki samodzielne, potrafił też okazać się bezwzględny nietylko wobec przeciwników, ale i towarzyszów pracy. Stojąc na czele stronnictwa demokratycznego, wywalczył sobie bezsporne stanowisko wodza, słuchanego z zaufaniem, jakie wśród współczesnych potrafili zyskać w swych partiach tylko Bobrzyński i Dmowski. Obdarzony dużym zmysłem życiowym, daleki był od doktrynerstwa i pryncypialności; gwałtowny trybun, w praktycznej pracy politycznej okazywał się nieraz oportunistą, skłonnym do przetargów i ustępstw, zasadniczą linię ideową naginał do realnych wymogów chwili, zdolny był zarówno współpracować z niedawnymi przeciwnikami, jak zwalczać gwałtownie wczorajszych przyjaciół. W stosunkach z ludźmi czarował urokiem osobistym, który był jednym ze skutecznych narzędzi jego sukcesów politycznych. Natura bujna, o uzdolnieniach i zamiłowaniach artystycznych, łączył w sobie rozmach trybuna ludowego z arystokratyzmem polskiego szlachcica. W ciągu czterdziestoletniej pracy publicznej pozostał człowiekiem czystych rąk, zmarł w ubóstwie. Tyloletnim związaniem swej osoby z wyznawaną ideą, ogromem poczynań i zasług zdobył legendarny niemal podziw i wdzięczność mas ludowych, a uczucia te spotęgowała ostatnia, tragiczna dlań w skutkach walka o demokrację parlamentarną w Polsce. Wielką manifestacją tych uczuć stał się pogrzeb w Krakowie, w którym dziesiątki tysięcy robotników, chłopów podmiejskich, inteligencji pracującej, pogrążone w prawdziwej, głębokiej żałobie, oddały ostatni hołd »marszałkowi demokracji«.
Daszyński (pseud. Żegota), Krótka historia rozwoju partii socjalistycznej w Galicji, Lw. 1894; tenże, Z burzliwej doby, Lw. 1920; tenże, Pamiętniki, Kr. 1925–26, t. 2. – Kolmer, Parlament und Verfassung in Oesterreich VI–VIII, Wien 1910–14; Feldman W., Stronnictwa i programy polityczne w Galicji, Kr. 1907, t. 2; tenże, Dzieje polskiej myśli politycznej, W. 1933; Srokowski, N. K. N., Kr. 1923; Biliński, Wspomnienia i dokumenty, W. 1924–5, t. 2; Seyda, Polska na przełomie dziejów, P. 1927–31 t. 2; Tommasini, Odrodzenie Polski, W. 1928; Studnicki, Z przeżyć i walk, W. 1928; tenże, Ludzie, idee i czyny, W. 1938; Lasocki, Wspomnienia szefa administracji Pol. Kom. Likw., Kr. 1931; Diamand, Pamiętnik, Kr. 1932; Pobóg-Malinowski, Józef Piłsudski, W. 1933–35, t. 2; tenże i Wasilewski, Listy Józefa Piłsudskiego, »Niepodległość« 1938, z. 46, 49, 50; Swoboda, I. Daszyński, W. 1934; Janik, W służbie idei niepodległości. Pamięci H. Śliwińskiego, Kr. 1934; Praca zbiorowa pt. I. D. Wielki trybun ludu, Kr. 1936; Sokolnicki, Czternaście lat, W. 1936; Hupka, Z czasów wielkiej wojny, Lw. 1937; Piłsudski, Pisma zbiorowe, W. 1937–8, t. 10; Dreszer Z., Czy zamach majowy był dziełem tajnej organizacji? »Polityka« z 25 IX 1938.
Józef Feldman