Garlicki Tomasz Strzemieńczyk, ksiądz, kaznodzieja konfederacji barskiej w Krakowskiem. Pochodził ze starej rodziny herbu Strzemię, ze wsi Garlica, w ówczesnym pow. proszowskim. Urodził się zapewne około r. 1730, bo w 1769, gdy był w pełni sił, wspominał swoją »od najmłodszych lat« publiczną działalność na różnych funkcjach. Do stanu duchownego wstąpił po jakichś burzliwych przejściach, przedtem był deputatem i burgrabią krakowskim. Około r. 1764, gdy w Warszawie dużo mówiono o reformach, on zachęcał, między innymi ks. Fr. Bohomolca, do zorganizowania »Inwalidenhauzu«; niemiecka ta terminologia zdaje się wskazywać, że bywał w Wiedniu i trochę nasiąkł niemczyzną. Nie wiadomo, kiedy zbliżył się z Józefem Jędrzejem Załuskim, biskupem kijowskim, i od niego wziął impuls do pracy pisarskiej. Na ll. 1764–7 przypada jego podróż do Rzymu i Wenecji, skąd wracając sprowadził transport ksiąg. Polskę zastał podnieconą sprawą dysydencką i sam głęboko wziął do serca poniżenie państwa, do którego spraw wewnętrznych zarówno cudzoziemcy jak katolicy radomianie wprowadzili rosyjską ingerencję. Nie widać, by chciał służyć dynastii saskiej albo ks. Radziwiłłowi. Protektorem jego był nadal Załuski, który go zrobił swoim kanonikiem »kijowskim«. Niedługo jednak cieszył się G. tą protekcją: 13 X 1767 Repnin porwał Załuskiego z pałacu, a wkrótce potem nasz kanonik widział i opłakiwał swego biskupa wywożonego do Kaługi. Poruszał wszystkie sprężyny, aby uwolnić biskupa dobrodzieja, i wśród tych zabiegów prędko znalazł się w szeregach pierwszych spiskowców patriotycznych, bo tylko tak można zrozumieć jego późniejsze słowa, że należał do konfederacji barskiej od jej pierwszych początków. Na Podolu go nie widać; działa w Krakowskiem w cichym kontakcie z magnatami J. Mniszchem i Wielopolskimi. Ale gdy tamci kryli się długo (Mniszech do końca) za kulisami, ksiądz G. rzucił się w wir jawnej agitacji. »Powróciwszy z Dukli (od Mniszcha) częste szlachcie w okolicy Krakowa oddawał wizyty, i wszędzie dyskursami i skryptami animuje do konfederacji i czarniawę wzruszyć radzi«. Od zawiązania konfederacji krakowskiej, 20 VI 1768 r., z ambony czy z kulbaki, mając za wzór Kordeckiego, zagrzewał i błogosławił idące do boju oddziały. Wyrobił sobie godność »krucifera« i generalnego kapelana konfederacji krakowskiej, ba nawet »maggiordomo di S. Eccelenza Monsignore il Nunzio Apostolico«. Kazania swe, nastrojone na ton Józefa Pułaskiego, rozpowszechniał w druku dla celów propagandowych, to znów naśladując ks. Marka, przepowiadał i głosił cuda. Zaś w ostatnim kazaniu »uczynił się ablegatem do tronu, gdzie wszystkie nieszczęścia jakby obecnemu Naj. Królowi wyrzucał i do konfederacji JKMość zapraszał«.
Repnin, dowiedziawszy się o tak niebezpiecznym »fanatyku«, kazał go przy zdobyciu miasta szukać za wszelką cenę. Już nawet klasztory steroryzowane odmawiały mu schronienia. 19 sierpnia, nie chcąc narażać rodaków, wyszedł G. z kryjówki i sam się zgłosił do zdobywcy miasta, generała Apraksina. W trzy dni potem wywieziono go na wschód, zapewne z przeznaczeniem do Kijowa, gdzie trzymany był ks. Marek. Rosjanie zaszyli go w skórzany worek i grozili losem św. Bartłomieja, tj. obdarciem ze skóry, on jednak cudownym sposobem, to jest spoiwszy po prostu szyldwacha, uciekł na Słowaczyznę.
Stamtąd pospieszył do Cieszyna, gdzie było główne ognisko nowych przygotowań powstańczych. Ponieważ Adam Krasiński nie nabrał doń zaufania i nie zechciał go robić kanonikiem, G. zbliżył się do chodzącego luzem Marcina Lubomirskiego. 10 marca miał w Kobylance na egzekwiach za poległych kazanie obozowe, które szczególnie trwałą zostawiło pamięć. Ks. Marcin zwalczany przez rywali, szukał dla siebie – podobnie jak oni – protekcji w Wiedniu. Wysłał tedy do Wiednia G-go z listami polecającymi do swego teścia, gen. Hadika. G. trafił też do Preszburga, gdzie Marii Teresie i królewiczowi Albrechtowi przedstawił polskie aspiracje; podobno chwalono jego mowy (nuncjusz Visconti), chciano je drukować w przekładzie, mówiąc że on nie krucyferem powinien być, ale takim, przed którym noszą krzyże. Sam wyniósł z bezowocnej misji przekonanie, że Polsce najlepiej by było pod królem z domu austriackiego i w związku z monarchią habsburską. Tym samym stracił do reszty łaskę u Krasińskiego i Wessla, jako zwolenników kandydatury drezdeńskiej.
Wróciwszy w sierpniu 1769 ujrzał swego protektora Lubomirskiego pobitego przez Rosjan i odepchniętego od konfederatów. Ze Słowaczyzny, zapewne przez Duklę, zawędrował do Częstochowy, gdy ta już była w rękach Pułaskiego. Znów został kapelanem kaznodzieją, a nawet wziął się do wydawania Monitora przeciwko warszawskiemu Monitorowi ks. Bohomolca. Skądś padło nań podejrzenie, że koresponduje z Warszawą, mianowicie z rusofilem kanclerzem Młodziejowskim, i Generalność kazała go z fortecy wydalić. Ale on sam 21 XI 1770 miał mowę przed egzekucją kapitana Wyganowskiego, w której takie konszachty bezwzględnie potępił. Osiadł tedy w Bojanowie na samej pruskiej granicy, i tam go zdybał, zajętego drukiem modlitw i pieśni własnych dla konfederatów, rosyjski Niemiec mjr Heissmann. Teraz już okutego w kajdany wywieziono – może na Pragę, może do Rosji. W niewoli próbował coś tworzyć, czy też tylko tłumaczyć dawniejsze twory na łacinę.
Z tych tworów »Książeczka do nabożeństwa« zawiera pieśni i psalmy po części znane z różnych odpisów, po części nie znane, a więc niewątpliwie własne ks. G-go. Jest w nich monotonia motywów biblijnych, ale jest i utwór godny uwagi, tzw. Proroctwo księdza Marka karmelity. Zważywszy, że ksiądz Marek, choć cieszył się opinią jasnowidza, żadnych wierszy nie pisał i w ll. 1769–70 z niewoli nie mógł przysyłać wierszy, G. zaś przeciwnie, rymował chętnie, że symbole Proroctwa dają się wytłumaczyć tylko w sensie orientacji habsburskiej, przeciw Moskwie, lutrom i nawet poganom, że autor patrzy w wizję Rzymu i Jasnej Góry, wypadło stwierdzić z całą niemal pewnością, że skomponował ten wiersz – może według ustnej tradycji z Baru – ksiądz G.
Wydostał się nasz wieszcz ze zsyłki zapewne po upadku sprawy w r. 1772, bo w 1773 witał wracającego z Kaługi Załuskiego. Witał, przypominał swe serdeczne doń przywiązanie, polecał się i zarazem żegnał, bo miał jechać zagranicę, do Rzymu. W Wiecznym Mieście władze hospicjum św. Stanisława dopatrzyły się w nim nienormalności i prosiły policję o wydalenie G-go. Gdzie i kiedy umarł, nie wiadomo.
Boniecki; Estreicher; Konopczyński Wł., Konfederacja barska, W. 1936–8; tenże, Materiały do wojny konfederackiej; tenże, Od Sobieskiego do Kościuszki 223; Proroctwo ks. Marka »Myśl Narodowa« 1931; Mączeński W., Dziennik zdarzeń w m. Krakowie, Bibl. Krak. t. 43, s. 10, 50; Loret M., Polacy w Rzymie; Bibl. PAU rkp. 320. Książeczka do nabożeństwa w posiadaniu Jana Michalskiego w Warszawie; Koresp. ks. Marcina Lubomirskiego w Bibl. Ord. Kras. (spalona); Parę listów G-go do JKl. Branickiego w Arch. Roskim (obecnie w Wilanowie).
Władysław Konopczyński